Głową ściany nie przebijesz

Ciekawy sprawdzian stanowiła 3-metrowa ściana, na której górną krawędź należało jakoś się wspiąć. Bywało różnie, ale najczęściej zawodnicy musieli korzystać z „pomocy sąsiedzkiej”, polegającej na tym, że jeden robił z dłoni podpórkę, drugi na nią wskakiwał i wyciągał rękę do góry, a tam już siedział trzeci, który wciągał skoczka na wierzch. Dolny musiał poczekać na kolejnego, który dobiegał i teraz on korzystał z podpórki.
Bywało też inaczej, kiedy ktoś próbo wał wykorzystać skośną krokiew pod trzymającą ścianę i wspinał się po niej Niektórzy nawet wychodzili na swoje ale większość nie dawała rady, bo mokre od wody i błota obuwie ślizgało się i zawodnik spadał.

Najbardziej sprawni wykonywali manewr pozornie niemożliwy, a jednak pozwalający na najszybsze wgramolenie się na górę. Mianowicie z rozpędu wskakiwali jedną nogą na ścianę (przypominam: na pionową ścianę!), jakoś wybijali się w górę, nie za dużo, ale to wystarczyło, aby osiągnąć taką wysokość, która pozwalała dłoniom chwycić za krawędź i, – płynnie przechodzili na drugą stronę. Niewielu było takich, ale niektórym to się udawało.

Najgorsze było jednak to, że 15 metrów dalej była podobna ściana i znowu trzeba było wybrać najskuteczniejszy wariant pokonania jej.

Coraz trudniej się spocić

Reklama: Tynkowanie maszynowe Rzeszów

 

Jak już wspomniałem wcześniej, wody nie brakowało tej wiosny. Po wyjściu z błota okrytego od góry siatką z drutu kolczastego, co wymagało nieustającego czołgania się, była okazja spłukania brudu w stawie głębokim po szyję. Widok był niesamowity, gdy zawodnicy wpadali całą gromadą do tego szlamiastego zbiornika, brakowało już tylko wędkarza, który łowiłby ryby po przeciwnej stronie.

Potem nasiąknięci wodą ludzie mieli okazję zdać test z poczucia równowagi, co polegało na tym, że nad kolejnym stawem leżały długie belki, szerokie na 6 cm, prowadzące na drugi brzeg. Albo się przeszło bez poczucia zawirowania w głowach, albo spadało się do wody, co jednak opóźniało wykonanie całego biegu.

Tarzany na start!

Prestiżową przeszkodą było urządzenie o nazwie „Tarzan”. Idealne dla kulturystów zastanawiających się nad wyborem ćwiczeń wakacyjnych. Zbudowane w kształcie drabin stanowiących sufit. Nawet nie byi to długi ciąg, ot, 15-metro-wy tor przeszkód dla silnych rąk. Widuje się coś takiego na amerykańskich filmach instruktażowych dla komandosów. Trzeba przejść te 15 metrów, posługując się samymi rękami, podczas gdy tułów wisi w powietrzu, a nogi moczą się w odnodze stawowej.

Wydawałoby się, że dla sportowców nie jest to trudna konkurencja, ale wychodzi na to, że łatwa nie jest, przynajmniej nie dla każdego. Ludzie spadają jeden po drugim (kobiety spadają szybciej) – zachodzi konieczność brnięcia do brzegu po pas w wodzie, co w tym wypadku nie jest akurat głębokością budzącą obawy. A swoją drogą, nad każdym stawem widać ratowników gotowych wskoczyć do wody z pomocą, karetka dla odmiany stoi tam, gdzie najgłębiej. Utonąć wprawdzie trudno, ale zawsze należy się liczyć się z niespodziankami natury krążeniowej. Na szczęście obyło się bez interwencji.

Malownicze układanki na ostatniej prostej

Na ostatnim kilometrze znalazło się już kilka łatwiejszych przeszkód, co akurat jest jak najbardziej uzasadnione, bo po 9 kilometrach biegu z przeszkodami po prostu nie ma lekko.

I tak znalazła się sterta słomy, bardzo malownicza na tle wiosennego krajobrazu, przygotowana do wspinaczki dla tych, którzy już ledwo dyszą, ale jeszcze muszą swoje wydyszeć.

Nie zabrakło dachu, na tyle stromego, aby nie dało się wejść w śliskich butach bez niczyjej pomocy. W tym wypadku pomoc polega na tym, że na trzecim metrze od dołu wiszą łańcuchy, które trzeba uchwycić, aby dotrzeć na górę. Taki manewr wymaga wbiegnięcia na ten trzeci lub czwarty metr i pochwycenia leżącej tam końcówki łańcucha.

Jakikolwiek brak koordynacji między biegiem pod górę a chwytem za łańcuch uniemożliwia podejście, tak więc trzeba się dobrze wysilić, aby próba mogła się udać. Bo już po skoku i złapaniu łańcucha zawodnik zwyczajnie wciąga się wyżej i wyżej.

Jest pajęczyna zrobiona z siatki rozłożonej na wysokim rusztowaniu, przypominająca olinowanie na dawnych statkach żaglowych. Na pewno łatwa dla marynarzy wspinających się po czymś takim na co dzień, ale dla zawodników uczestniczących w Runmaged-donie dość trudna, bo raczej gramolą się z jednego końca na drugi, zamiast wspinać się jak Burt Lancaster w „Karmazynowym piracie”.

Jest kolejna ściana zbudowana ze starych opon, ale ruchoma, a nawet bardzo ruchoma. Trzeba dobrze wyważyć siły, aby po czymś takim wspiąć się na górę i zejść na dół bez nieostrożnego zrobienia sobie „kuku”.

Jeszcze na kilkadziesiąt metrów przed metą organizatorzy rozłożyli znaczny zapas opon, co wymagało od zmęczonych zawodników wciąż trzeźwego umysłu, aby nie połamać sobie nóg, ale trafiać stopami w puste miejsca.

Jak długo można tak biec?

Oczywiście, imponująco wyglądał finisz niektórych biegaczy, ale tylko niektórych, bo większość goniła już resztkami sił. Ile czasu potrzebowali najszybsi zawodnicy, aby pokonać ten wyczerpujący tor przeszkód?

Najszybszy był Artur Pelo z Dębnicy Kaszubskiej – jego wynik to 43 minuty i 48 sekund. Na drugim miejscu uplasował się Karol Leśniak z Torunia – 46,09 min. Na trzecim Łukasz Karpiński z Aleksandrowa Łódzkiego – 46,51 min.
14 zawodników przebiegło trasę w czasie niższym niż 50 minut, 118 -poniżej godziny.
Wśród kobiet zwyciężyła Liliana Bojarska z Opola, która przebiegła trasę w czasie 1 godziny, 5 minut i 7 sekund. Na drugim miejscu – Magda Szulc z Warszawy -1, 5, 21 i na trzecim Kaja Malinowska oraz Kamila Wziętek – czas taki sam: 1, 5, 26

 

Facebook Comments
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Tele Polska

1 komentarz

  1. […] 2 minuty temu Runmageddon – szybkość, prawność, kondycja cz. 2 […]

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Radca prawny vs. adwokat: Różnice, zadania i współpraca

Wprowadzenie W dzisiejszym złożonym systemie prawnym, konieczne jest korzystanie z profesj…